środa, 16 września 2015

Twoje dziecko pali!

Być może spoglądasz z uniesioną brwią na powyższy tytuł i zastanawiasz się, o co mi do jasnej ciasnej chodzi? Może myślisz sobie: "Moje dziecko nie pali. Gdzież by tam! Palą czasami nastolatki, którym zależy na akceptacji grupy. Ok, czasami też młodsze dzieciaki, ale to w rodzinach patologicznych. Takie, co to je podwórko wychowuje. My nie patologia, moje dziecko nie pali!"

Nie? Czy na pewno? Zastanówmy się.

Nie tak dawno szłam do parku z Małą i synkiem mojego kuzyna. Cioteczny Bratanek, czy jak by go tam nazwać, wcinał loda, więc zatrzymaliśmy się na skwerku i usiedliśmy wygodnie na ławce. Skwer jest długi, ławek wiele, ale akurat tuż obok nas usiadło dwóch młodych mężczyzn, z których jeden koniecznie musiał sobie zakurzyć. Mógłby ktoś powiedzieć, że to przecież nie szkodzi, to na świeżym powietrzu. A właśnie, że szkodzi. Czułam dym. A w dodatku dym, który widzimy i czujemy nosem, to tylko niewielka część paskudztwa, które w czasie palenia unosi się w powietrzu. Zabrałam dzieci, ale na odchodnym nie mogłam powstrzymać się przed pytaniem: Dlaczego pan pali przy dzieciach? Chłopak popatrzył na mnie ze zdumieniem bezgranicznym, jak gdybym odezwała się do niego po chińsku. Odpowiedzi nie znalazł. A przecież ten pan z rozdziawioną ze zdziwienia buzią nie jest wyjątkiem. Codziennie spotykam w parku ludzi siedzących przy placu zabaw, przy bawiących się dzieciach i palących. Czasami mam ochotę zapytać bardziej dosadnie: Człowieku, co ja ci zrobiłam, że trujesz moje dziecko?!


Palenie bierne szkodzi. Prawie tak samo, jak palenie aktywne. A najbardziej szkodzi dzieciom. W dymie tytoniowym jest wiele związków chemicznych (chyba ze 4000), z których około 40, to substancje rakotwórcze. Przy czym w dymie unoszącym się z tlącego się papierosa ich stężenie jest wyższe, niż w dymie, którym zaciąga się palacz. Czyli palący serwuje stojącemu obok dziecku więcej trucizny, niż sam wciąga. Fakt, że dzieje się to na świeżym powietrzu, niewiele zmienia. No zastanówcie się sami, czy pozwolilibyście, aby ktoś przy Waszym dziecku rozpylał np. gaz łzawiący i tłumaczył, że “to przecież na powietrzu”? Cząsteczki toksyn, to nie Power Rangers- nie teleportują się w jednej sekundzie. Oczywiście jeszcze gorzej jest, gdy gdy ktoś pali przy dziecku w pomieszczeniu. Nieraz palacze “dmuchają za okno”, albo “palą tylko w kuchni”. Toksyny mają w nosie to, gdzie dmuchasz i w którym pomieszczeniu palisz. Rozłażą się wszędzie. A palenie tylko w jednym pomieszczeniu, gdy w domu nie ma drzwi i wszystkie pomieszczenia są otwarte, ma tyle samo sensu, co wydzielanie w basenie strefy do sikania.

Nawet jeśli palisz w pomieszczeniu tylko wtedy, gdy dziecka nie ma, a potem wietrzysz, i tak fundujesz mu dawkę silnych kancerogenów. To jest tak zwane palenie z trzeciej ręki. Jak to działa? Toksyny osiadają na powierzchniach. Nawet jeśli woń dymu już się ulotniła, meble, podłogi, ubrania pokryte są warstwą toksyn, które na dodatek wchodzą w reakcję z obecnym w powietrzu kwasem azotowym- tak powstają nitrozoaminy, które są kancerogenami (rakotwórczymi paskudztwami). Nalot utrzymuje się na powierzchniach bardzo długo, dnie, miesiące. Nawet rok. Jeśli palisz w pomieszczeniu systematycznie, jest on obecny stale. I jest wchłaniany przez dzieci.
A nawet jeśli wspaniałomyślnie wynosisz się ze swoim dymkiem na balkon, a po powrocie bierzesz dziecko w objęcie, to i tak fundujesz dziecku porcję trucizny, która została na Twoim ubraniu. O nie, nie wymyślam, ona naprawdę tam jest!
Ojejku, jest, no i co z tego? Tak małą ilość nie może przecież zaszkodzić. Nie może? Skąd wiesz? Tak naprawdę nie ma czegoś takiego, jak “bezpieczna” dawka nikotyny i innych toksyn. Przyjmuje się, że każda dawka jest dla dziecka szkodliwa. A co to znaczy szkodliwa?

Palenie bierne lub z trzeciej ręki osłabia odporność, przyczynia się do powstawania alergii i astmy,  osłabia serduszko, zmniejsza ilość tlenu we krwi. W gratisie daje skłonność do zapalenia płuc, nieżytu oskrzeli, anginy, zapalenia zatok, zapalenia ucha środkowego, a dłuższej perspektywie przyczynia się też do powstania raka płuc, wątroby, trzustki, jamy ustnej, przełyku i krtani, białaczki, nadciśnienia i choroby niedokrwiennej serca.  Może też być przyczyną nadpobudliwości, kłopotów z koncentracją i przyswajaniem wiadomości. Niezła litania, prawda? I tak nie wymieniłam wszystkiego…

Możecie na to machnąć ręką, fuknąć, żem matka- wariatka, hipochondryczka, która za bardzo trzęsie się nad swoim maleństwem. Ale możecie też podejść do tematu poważnie. Poczytać wyniki badań, pomyśleć. I chronić swoje dzieci przed trucizną. Poprosić sąsiada, który pali na klatce, ciocię, która pali w czasie wspólnego spaceru, aby uszanowali zdrowie Waszej pociechy. Bo jest ono cenne.

fot.: Thong Vo, unsplash.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz